Endżoj. I komentarze są miłe <3
*
Midorima i
Takao byli już tak wyczerpani, że nawet nie zarejestrowali, że nadal trzymają
się za ręce. Po prostu wrócili do pokoju i padli na łóżko, nawet się nie
przebierając, i zasnęli od razu. Co prawda było przed dwudziestą, ale mało co
obchodziło teraz zawodników Shuutoku – pominęli nawet kolację. Około północy
Shintarou obudził się, ponieważ będąc osobą z natury porządną nie mógł
znieść spania w stroju sportowym, a nie w stroju do tego przeznaczonym, i usiłując
wstać, zorientował się, że cały czas leżał podejrzanie blisko przyjaciela. Z
jego ręką na brzuchu. Wzdrygnął się i ostrożnie, aby go nie obudzić (nie żeby
mu zależało, po prostu nie chciał z nim rozmawiać) zwlekł się z posłania. I
wtedy zaczęło do niego docierać, jak wyglądał trening. I że biegł z tym idiotą
za rączkę przez większość czasu, na oczach całej drużyny i kto wie, kogo
jeszcze. Zaraz… Trenerki Seirin? Czy jej tam przypadkiem nie było? W głowie
kołatało mu się, że miała ona jakiś udział w tym upokarzającym połączeniu z
Kazunarim, ale nie był do końca pewien, jaki. Zmęczenie czasem działa na
człowieka bardziej zamraczająco niż alkohol. Ale skoro tam była, to może będzie
po ich stronie i przekona trenera Nakataniego, żeby zrezygnował z tak koszmarnych
ćwiczeń.
***
-KISE!
Przestań się tak lepić!
-Ale,
senpai, ja tylko się przywitałem…
-Jeśli twoje
przywitanie ma tak wyglądać, to się ze mną nie witaj! Poza tym, do innych się
tak nie odnosisz!
-Nieprawda!
Do Kurokocchiego…
-Nawet do
niego nie aż tak!
-No to co? –
Kise przyjął pozycję obronną – Nie pozwolisz mi okazać mojej sympatii do
ciebie?
-Ale… To
dziwne!
-Wcale nie.
To normalne. Jesteś moim przyjacielem.
-Tak, ale…
Kuroko też podobno jest! I…
-Ale ty
jesteś innym typem przyjaciela!
-A-ha. W KAŻDYM
RAZIE TEGO NIE RÓB!
-Tak, tak.
Kaijou zaraz po śniadaniu miało zacząć mecz treningowy i Kasamatsu był gotowy,
by poprosić trenera, żeby dał go do przeciwnej drużyny niż Ryouta. Bo on
naprawdę doprowadzał go do szału swoimi egzaltowanymi, dziewczęcymi
zachowaniami i nie zniósłby tego dłużej.
-Trenerze…
- szepnął Gencie w ucho, zanim zaczęli się rozgrzewać – mogę dzisiaj nie być z
nim w drużynie?
-I tak to
planowałem. A co, masz go dosyć przez to mieszkanie razem?
-Taa.
Ale najgorsze było to, że nie
chodziło o to, że miał go dosyć. Najgorsze było to, że afektowane zachowania
Ryouty przestały mu przeszkadzać -
przeciwnie, dziwnie mu było bez nich. To było takie dziwne. Nadal miał go za idiotę, ale jednocześnie za coś w rodzaju
części życia. I to go martwiło. Nie chciał tego.
Skończyli rozgrzewkę i podzielili
się na zespoły. Drużyna Kasamatsu, Moriyamy, Koboriego i Nakamury kontra Kise i
Kobori. No i inni, drugi i trzeci skład.
-Senpai,
nie ma szans, żebyście wygrali – Kise uśmiechnął się szeroko. Było to
irytujące, ale to przynajmniej dawny Kise.
-Chyba cię
coś boli! Nie wyobrażaj sobie.
Kise był silny nawet, gdy nie
wykorzystywał choćby połowy swojej mocy. Ale on miał więcej regularnych
zawodników i był bardziej doświadzony. Dziecinny pierwszoklasista i
nadpobudliwy, nie umiejący wypowiedzieć wyraźnie dwóch słów drugoklasista jako
liderzy… Nie należeli do najbardziej zgranych drużyn.
-Piętnaście
do dwunastu dla drużyny Kasamatsu!
-Szlag… - wymamrotał
model i zacisnął pięści. Nie odda tego meczu tak łatwo.
I akurat w tym momencie Alexandra
Garcia, która chciała porozmawiać z Himuro, przebiegła wprost przez środek
boiska, na którym akurat Yukio krył swojego kouhaia. I wpadła na obydwu,
wywracając ich na siebie.
-O nie!
PRZEPRASZAM! Nie chciałam, naprawdę nie chciałam, wybaczcie…- jej mina mówiła
coś odwrotnego, ale Kasamatsu, czerwony jak burak, nie zdążył się nad tym
zastanowić. Ona wstała, ale Kise miał jakiś problem z podniesieniem się.
Spróbował, poślizgnęła mu się ręka i wywrócił się znowu.
-Złaź ze
mnie, cioto jedna!
-Już,
senpai, już – ostatecznie zamiast wstać tylko się przeturlał, by kapitan mógł
się podnieść. Ten niechętnie podał mu rękę.
-Co z
tobą?!
-Nic,
tylko trochę… Kręci mi się w głowie…
-Naprawdę
mi przykro – wymamrotała Alex.
-Już,
możesz biec, Alex-san – powiedział Genta z niezadowoloną miną.
Kasamatsu, ku swojemu
niezadowoleniu, nawet kiedy już wznowili
grę jednego nie mógł wyrzucić z pamięci.
Przyspieszonego rytmu serca Kise,
kiedy przygniatał Yukio do ziemi swoim ciężarem.
***
Tymczasem Seirin miało
spersonalizowane ćwiczenia. Kagami musiał trenować mięśnie nóg, jak zwykle,
Kuroko szybkość, Izuki rzuty, a Kiyoshiemu i Hyuudze przypadło ćwiczenie
wytrzymałości – jak się okazało, wspólne. Mieli wybrać się na wyznaczoną przez
Riko trasę z różnorakimi trudnościami – zróżnicowanym podłożem, zmianami
nachylenia, potokami, kamieniami… I przebyć całą truchtem, z małymi przerwami,
gdyby było to konieczne. Żeby nie zrobić sobie krzywdy, mieli pomagać sobie
nawzajem, gdyby była taka potrzeba.
-Jak ty to
robisz, że nie masz nawet zadyszki? – zapytał Hyuuga towarzysza, wyraźnie już
zmęczony. Akurat biegli pod górę.
-To moje
żelazne serce!
-Poważnie
pytam, idioto!
-Poważnie
odpowiadam, kapitanie.
-Pewnie
dużo ćwiczysz, no nie?-rzucił Junpei po chwili milczenia, kiedy wreszcie go
dogonił.
-No, tak.
Ale jestem pewien, że tak jak wszyscy.
-Bardziej –
kapitan skrzywił się. –Strasznie ci zależy, chociaż jedne wygrane mistrzostwa
mamy już a sobą.
-Teraz
czekają nas letnie!
-No tak. –
Hyuuga skrył uśmiech, bo myślał tak samo. Rakuzan mogło wygrywać tyle razy z
rzędu, to dlaczego Seirin nie?
Biegli w ciszy. Już nie kłócili się jak
wcześniej, ale Kiyoshi nadal potrafił doprowadzić kolegę do szału. Bo był
irytujący jak zawsze, chociaż jego filozofia gry o zwycięstwo, ale bez
zatracania siebie odpowiadała obu. Jego nigdy niegasnący optymizm bywał przerażający
i wkurzający, ale z drugiej strony… Byli podporami drużyny. Nie powinni tak
walczyć – w zasadzie Junpei nie powinien tak atakować Teppeia – bo mogłoby to
jej zaszkodzić.
Zresztą,
inni już od dawna widzieli, że ci są w rzeczywistości przyjaciółmi. To tylko
Hyyudze było głupio się przyznać po tym, jak zawsze okazywał tamtemu niechęć.
Kiyoshi wyrwał do przodu i przestał
pilnować drogi. No i stało się, co się musiało stać – potknął się jakiś korzeń.
-Kiyoshi,
ty kretynie! Dałeś sobie radę z Rakuzan, Touou i Hanamiyą, ale jakiś badyl to
ci przeszkadza! – pieklił się okularnik, stojąc nad nim.
-Tak, tak…
A może byś tak mnie podniósł…
Teppei wstał i potruchtali dalej.
To
irytujące, ale w jakiś sposób jego obecność napełniała Hyuugę poczuciem
bezpieczeństwa. Bo wiedział, że jeżeli to on potknie się o korzeń (co
oczywiście się nie zdarzy), to tamten mu pomoże. Było to w jakiś sposób
oczywiste.
Irytujące,
ale znajome. Już dwa lata.
*
Dobranoc.
Więcej KasaKise proszę !!! :)
OdpowiedzUsuńCzyż oni nie są cudowni:P im nawet nie są potrzebne swatanie i tak się bardzo "lubią" tylko nie do końca zdają z tego jeszcze sprawę:) i w tym ewentualnie dziewczyny mogą jeszcze pomóc:)
Już to mogę sobie wyobrazić jak Kise leży na Kasamatsu i co z tego że to (zaplanowany) wypadek:P
Co prawda przyspieszony rytm bicia serca jest normalny podczas gry, ale to pomińmy:) każdy wie o co tak naprawdę chodzi XD
MidoTakały takie uroczę :]
Tak jak już wspominałam nie przepadam za Hyuugą i Teppeiem ale fragment spoko.
Weny i do następnego
ps. Źle dobrałaś drużyny. Kobori jest w obydwu drużynach. Jeśli dobrze rozumiem z Kise miał być ten co ciągle krzyczy podobny zachowaniem do Wakamatsu
Jak zawsze fajnie xD Szczególnie podobał mi się wątek KasaKise :> oby tak dalej, Powodzenia w tworzeniu następnych rozdziałów :D
OdpowiedzUsuńMeg, masz rację z tym Koborim! Nie zwróciłam na to uwagi, sorki.
OdpowiedzUsuńW ogóle bardzo lubię twoje komentarze, są takie długie i widać, że uważnie czytasz. I wszyscy, którzy mnie czytają są supi. A, wkrótce nastąpi może jakiś postęp w którymś ze związków i bardzo prawdopodobne, że będzie to KiKasa :3
To jeszcze nie jest najdłuższy komentarz na jaki mnie stać:D pisz dalej a się o tym przekonasz XD
Usuńsama tak mam, że pisząc jakiś tekst nie widzę błędów, ewentualnie po tygodniu lub nawet więcej :)
No i stało się!! Moja wena na dzisiejsze komentarze się wyczerpała..
OdpowiedzUsuńCo my biedni teraz poczniemy?? :/ . . . Chwila.. W sumie moje komentarze, nigdy nie były dobre.. A to oke *spokojnie idzie sobie z zacieszem na ustach, bo gwizdać nie umie*Co, więc palnę tym razem?
Że idę czytać dalej i Pozdrawiam