No, jest. Niekanonicznie jak zwykle. Ale kij. Dedykacja dla Kluski i Agnieszki, z podziękowaniami za inspiracje, jeśli chodzi o Aomine i Kagamiego. Nastawiam się na krytykę. Tylko nie krytykujcie Atsushiego, okej? ;;;
Ach, dostałam nową nominację do LBA, za którą bardzo dziękuję kochanej Mariyako <3 Wszystkich zapraszam do zakładki "LBA" na górze.
A teraz... Indżoj, jeśli zdołacie.
*
Yousen w dwuosobowych grupach wyruszyło w teren. Murasakibara
i Himuro oczywiście byli razem – mieszkali w jednym pokoju i wydawali się
znosić się nawzajem (Tatsuya był prawdopodobnie mniej zagrożony zmiażdżeniem
przez Atsushiego niż inni) i teraz truchtali w odległości niecałego metra od
siebie. Kiedy odbiegli na tyle daleko, żeby znaleźć się poza zasięgiem czujnego
wzroku (i miecza) Araki, Murasakibara wyciągnął z kieszeni spodni naprawdę dużą
(jakim cudem ona się tam zmieściła?) paczkę z cukierkami, otworzył ją i zaczął
jeść, nie zatrzymując się.
- Atsushi… - Himuro popatrzył na niego z zaskoczeniem –
Jakim cudem udało ci się to przemycić?
- Pod koszulką nie było widać. Przecież jest długa.
- Zaraz… To jaki to jest rozmiar? – chłopak zrobił wielkie
oczy.
- Nie wiem. Duży. – Tatsuya pokiwał głową i zamilkł. Nieco
dziwnie czuł się w obecności Atsushiego, od kiedy mieszkali razem. I spali w
jednym łóżku. Podejrzewał, że inne dwójki, którym w udziale przypadł taki
pokój, sypiały, nawet się nie dotykając, a oni… Cóż, Atsushi rozkładał się na
całym łóżku, więc Himuro spał na jego ramieniu, jakby objęty nim za szyję. Co
było naprawdę niezręczne. I, co dziwne, nie mógłby absolutnie szczerze powiedzieć,
że mu to przeszkadza. Było ciepło i z jakiegoś powodu czuł się bezpieczny.
Kiedy towarzyszy ci osoba mająca dwieście osiem centymetrów wzrostu i
zachowująca się jak ogromny, sadystyczny misiek, wkrótce jest jedyną rzeczą,
której się obawiasz.
Co nie zmienia faktu, że było to dziwaczne. I nie wiedział,
jak sobie z tym poradzić. A Atsushi… Cóż, nie pomagał.
Nie
wiedzieli, ile już biegną, bo żadne z nich nie zabrało ze sobą zegarka. W
każdym razie dosyć długo. Himuro nie męczył się za bardzo, bo trenował tak
ciężko, że był już przyzwyczajony, ale Murasakibara, chociaż ćwiczeniem nadal
przejmował się tylko wtedy, gdy Tatsuya mu kazał, i tak wydawał się w ogóle nie
zużywać energii. Ale czego można spodziewać się po chłopaku, któremu koszykówka
przychodzi tak naturalnie jak oddychanie? Żadna ilość treningu nie mogłaby
zatrzeć różnicy między nimi. Himuro był tak pozbawiony talentu, jak to tylko
możliwe. Słabowite dziecko, które kiedyś zapragnęło grać w koszykówkę. I od tej
chwili poświęcało jej każdą wolną chwilę, aż stało się naprawdę dobre.
Momentami nawet genialne. Ale on i Atsushi byli niewyobrażalnie różni – jeden
zakochany w koszykówce i trenujący, kiedy tylko się dało, drugi urodzony z
darem do niej, ale zachowujący się, jakby w ogóle go nie obchodziła.
Ale go
obchodziła. Musiała. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zdołał wejść do Strefy?
I to, że nawet, gdy chciał ją porzucić, nie był w stanie? Zawsze ją kochał. Przecież nie zostałby w
drużynie tylko dlatego, że Himuro mu kazał. Tak jakby mu na nim w ogóle
zależało, przecież to śmieszne. Ciężko sobie wyobrazić, by Murasakibara się do
kogoś przywiązał. Może dawniej do Akashiego, ale teraz… Może od czasu
przegranego meczu z Seirin trochę się zmienił, ale nie aż tak, prawda? Chociaż
ciężko się dowiedzieć, co naprawdę czuje, ale…
- Muro-chin – odezwał się obiekt jego zastanowienia,
przerywając mu tok myślenia – chcesz jednego? – podsunął mu pod twarz torebkę z
cukierkami.
- Zaraz… Naprawdę się ze mną dzielisz? – zdziwił się niższy
chłopak. Przecież Murasakibara nigdy i nikomu nie oddaje swoich słodyczy.
Chyba.
- Bierz, Muro-chin! Bo…
- Tak, już biorę. Dziękuję, Atsushi. – Himuro zdecydował się
na wiśniowy, wiedząc, że o zabranie truskawkowego środkowy Yousen mógłby się
obrazić, bo to jego ulubione. Zaraz, dlaczego on w zasadzie pamięta takie
rzeczy?
Ciężko
stwierdzić, ile tak biegli, bo po pewnym czasie Himuro przestał zwracać uwagę
na cokolwiek. Na trasę. Na Atsushiego. Na to, że biegnie. I na to, że na
ścieżce, na której się znajdowali, jest spory uskok, który lepiej przejść
ostrożnie.
Murasakibara
zauważył, że jego towarzysz, który trochę go wyprzedził, dobiega do uskoku, ale
był przekonany, że ktoś taki jak Muro-chin zauważy to i zejdzie, uważając. I
zorientował się o sekundę za późno, że chyba tak nie będzie. Himuro opadł na
ziemię i leżał tam, nie dając znaku życia.
- Muro-chin? Muro-chin! – gigant podbiegł do tamtego,
zeskoczył i ukląkł przy nim. Zaskakująco delikatnie obrócił go na plecy i
zobaczył, że z jego czoła cieknie strużka krwi. Zaraz, co powinno się robić w
takich sytuacjach? Atsushi miał zwyczaj spać na lekcjach, więc w jego pamięci
zostały tylko strzępki informacji. Powinien chyba… Sprawdzić, czy serce bije?
Przyłożył wielką głowę do piersi tamtego i usłyszał uderzenia. Bije. A oddech…
Było coś takiego jak sztuczne oddychanie, ale jak się to robiło? I ile razy?
Przyłożył bez wahania usta do warg Himuro i spróbował wpuścić powietrze.
Wydawało się, że jest ciepły i wydycha powietrze, więc wyglądało na to, że
żyje. Nie zastanawiając się dłużej, wziął go na ręce, dziwiąc się, jaki jest
lekki, i najszybciej, jak był w stanie, ruszył w kierunku, z którego niemal na
pewno przyszli. Nie mógł pozwolić, by Muro-chinowi coś się stało. Bo z jakiegoś
powodu się do niego przywiązał. Nie rozumiejąc nawet do końca, co to może
znaczyć.
Całe
szczęście, że Araki miała dobry wzrok. Gdyby nie to, w życiu nie znaleźliby
Murasakibary z Himuro w ramionach pałętającego się gdzieś po plaży i idącego w
zupełnie niewłaściwym kierunku.
- Murasakibara? Chodź tu!
- Ara-chin? Muro-chinowi coś się stało, pomóż!
Himuro
na moment się ocknął, nadal się nie ruszając. Zorientował się, że leży
podtrzymywany przez duże dłonie Murasakibary i odrobinę się uspokoił, wiedząc,
że akurat teraz nic mu nie grozi, bo Atsushi wszedł w tryb *chronię Muro-china
przed złym światem*. Mógłby zastanowić się, dlaczego tak jest, ale znowu
stracił przytomność.
Później
działo się dużo – Tatsuyę przyniesiono do obozu, zabrano do pielęgniarki,
ocucono, opatrzono (na szczęście okazało się, że nic bardzo poważnego mu nie
jest) i wypuszczono ze słowami, żeby uważał i teraz odpoczął, a Alex
obserwowała to wszystko ze zmartwieniem, ale też żywym zainteresowaniem. Zaś
Murasakibara siedział przed drzwiami gabinetu pielęgniarki z miną obrażonego
pięciolatka, bo nie wpuszczono go do środka. A potem Himuro wyszedł, lekko się
chwiejąc, z bandażem na pół głowy („na wszelki wypadek” – powiedziała
pielęgniarka), ocierając łzy, tak, aby nikt nie zauważył, bo przecież to
głupie, psuć swoją opinię nieokazującego emocji chłopaka przez dziurę w głowie,
i Murasakibara niezgrabnie złapał go i przytulił, zszokowanego, po czym musnął
lekko wargami jego czoło. Alex, nie wierząc w to, co widzi, wyciągnęła telefon,
żałując, że nie ma przy sobie aparatu Momoi, i zaczęła robić zdjęcia.
- Chodź, Muro-chin, musisz odpocząć – rzucił Atsushi, po
czym dodał z urazą w głosie – Martwiłem się
o ciebie.
- Co takiego?
- To, co słyszysz!
Po chwili krępującego milczenia
wyższy z nich nachylił się i szepnął drugiemu do ucha:
- Muro-chin, nie płacz już.
- O co ci chodzi? – spytał tamten instynktownie.
- Nie wiem, co robić kiedy płaczesz. – Nie zwrócił uwagi na
jego udawane zadziwienie. – Więc, proszę, Muro-chin… Nie płacz już więcej.
***
Wszystko
zaczęło się od tego, że ktoś z drugiego składu Seirin (czyżby Koga?)
skombinował skądś sake. I nie wiadomo jakim cudem nikt spośród trenerów tego
nie zauważył. Na dodatek sake wcale nie było mało. I w ten sposób w jednym z
największych pokoi, tym zamieszkiwanym przez Kuroko, Izukiego i resztę Seirin
(poza Kagamim, Kiyoshim i Hyuugą) znalazło się całkiem sporo obozowiczów, w tym
Takao wraz z zaciągniętym niemal siłą Midorimą, Kise i Kasamatsu, Hyuuga
(Kiyoshi z jakiegoś powodu gdzieś zniknął), wszyscy mieszkańcy pokoju poza
Furihatą, którego widziano z Akashim jakiś czas temu, najróżniejsi zawodnicy ze
wszystkich sześciu drużyn, Aomine i Kagami, którzy nie przepuściliby takiej
okazji na napicie się na co dzień unikanego (w przypadku Kagamiego ze względu
na pilnującą go Alex, w przypadku Aomine – na Satsuki) alkoholu, a także, co
mogło się wydawać nieco zaskakujące, samej Satsuki, która stwierdziła, że jest
już zmęczona pilnowaniem wszystkiego i musi sobie odpocząć. Himuro odpoczywał w
swoim pokoju, był tam również Murasakibara, który prawdopodobnie spał albo jadł
– ciężko wyobrazić sobie, żeby akurat teraz miał robić coś innego niż to, czym
zajmował się przez dziewięćdziesiąt procent wolnego czasu.
Atmosfera
szybko stała się luźna – ktoś puścił cicho muzykę z telefonu, ktoś wyciągnął
przekąski, wszyscy po paru łykach sake stawali się bardziej otwarci i
przyjaźni… Kuroko nie pił i tylko siedział z boku, obserwując. Jego czujnym
oczom nie umknął też fakt, że Momoi tylko udawała, że pociąga pełne łyki, w
rzeczywistości pijąc tylko odrobinę. To prawda, domyślał się, już, co dzieje
się na tym obozie i dlaczego wszystkie drużyny nagle wyjechały razem, ale
jeszcze nie zamierzał przeszkadzać. Prawdę mówiąc, uznał to za całkiem
interesujące.
Nagle
rozbrzmiały w powietrzu słowa popularnej piosenki, zafałszowanej tak
straszliwie, że gdyby uczestnicy zabawy nie mieli teraz znacznie zwiększonej
przez alkohol tolerancji, zapewne pękłyby im bębenki. Takao i Kise stali na
stole podtrzymując się nawzajem i usiłowali śpiewać. Ryouta już ledwie trzymał
pion, drugi radził sobie lepiej, co nie znaczy, że dobrze. Słowa ciężko było rozpoznać,
melodię zresztą też, ale trzeba im oddać – starali się bardzo. Midorima i
Kasamatsu usiedli naprzeciwko siebie na fotelach z ponurymi minami, wyglądając
jak dwuosobowe bractwo tsundere. Momoi, która brylowała w towarzystwie, będąc
jedyną dziewczyną, zaczęła robić zdjęcia.
- Momocchi, tttylko nygdzje tego nje publikuy…-powiedział
Kise mało wyraźnie.-To zagrosiłoby mojey kair…kari...
- Nie zrobiłabym niczego, co zaszkodziłoby twojej karierze,
Ki-chan!
-Supeer – odparł ten i wrócił do śpiewania. I pewnie
śpiewaliby tak jeszcze długo gdyby nie nie do końca zrozumiałe wrzaski spod
drzwi. Bardzo głośne. Niemal wszyscy odwrócili się, by ujrzeć Aomine i
Kagamiego – z jednej strony drących się na siebie, co wskazywałoby na to, że są
na siebie wściekli, ale z drugiej obejmujących się w cokolwiek dwuznacznej
pozycji. Z użyciem wszystkich ośmiu posiadanych przez nich kończyn, przy
udziale kilku innych stykających się części ciała.
To, co
mówili, nie było najwyraźniejsze, ale brzmiało jak połączenie dużego napalenia
(co spowodowało zasadnicze „wtf” na twarzach większości obecnych) z jeszcze
większym wkurwieniem. Po chwili zaczęli się jeszcze turlać (nie tarzać – po prostu
przetaczać, cały czas zwarci w uścisku) i zatrzymała ich dopiero Momoi, kładąc
stopę na Aomine, który aktualnie znajdował się na górze i udając, że jest
wkurzona, choć w rzeczywistości raczej miała ochotę zacząć piszczeć.
- Dai-chan! Kagamin! Co wy wyprawiacie?! – Daiki oderwał się
od niewątpliwie fascynującego zajęcia, jakim było jeżdżenie ręką podejrzanie
blisko tyłka Kagamiego i spojrzał na dziewczynę nieprzytomnie.
- Satsuki…? – nachyliła się i popatrzyła obydwu w oczy.
- Pijani w trzy… Bardzo. Idę ich odprowadzić i zadbać, żeby
poszli spać. Wrócę za jakiś czas – rzuciła i złapała obydwu za koszulki,
wyciągając z pokoju. Na szczęście prawie nie była pijana, zaś oni bardzo, więc
nie byli w stanie do końca panować nad swoimi ruchami. Doprowadziła obydwu do
ich łóżka (oczywiście mieli otwarte drzwi) i bezpardonowo na nie pchnęła.
- Spać. Albo robić co chcecie, tylko po cichu. Dobranoc. –
Wyszła z pomieszczenia, ale nie oddaliła się, tylko usiadła metr od drzwi na
parapecie okiennym z poczuciem dobrze wykonanej roboty.
Tymczasem
trenerzy, którzy w końcu zorientowali się, że w jednym z zamieszanych przez
uczniów skrzydeł budynku dzieje się coś dziwnego, zmierzali właśnie w stronę
pokoju, w którym odbywała się cała zabawa. Ciężko było nie usłyszeć chóru
głosów, które przyłączyły się do Takao i Kise, cały czas usiłując zaśpiewać
jedną i tę samą piosenkę.
*
Ciąg dalszy nastąpi.
I teraz rozkminiajcie sami, co jest kanonem, a co nie.
Ktoś prosił o zdjęcie z aparatu Momoi, łapcie: